takim synem, z którego każdy mężczyzna, a tym bardziej b
takim synem, z którego każdy mężczyzna, a tym bardziej bezdzietny król, może być dumny i szczęśliwy. mimo wszystko to Galahad musi odziedziczyć mój tron. – Jeśli dożyje – powiedział Gwydion, a na widok zaskoczonego wzroku Artura, dodał cicho: – Nie panie, nie grożę jego życiu. Złożę przysięgę, jaką tylko chcesz, na krzyż czy dąb, na Świętą Studnię lub na węże, które noszę – wyciągnął przed siebie ramiona – a ty nosiłeś je przede mną: niech Bogini ześle na mnie żywe węże, takie, jak te, jeśli kiedykolwiek podniosę dłoń na mego kuzyna Galahada. Ale ja to widziałem... on zginie, z honorem, za taki sam krzyż, który czci. – Boże, uchowaj nas od niewłaściwa wszelkiego! – krzyknęła Gwenifer. – Zaiste pani. Lecz jeśli Galahad nie będzie żył na tyle długo, by objąć po tobie tron, mój ojcze i mój królu, bo przecież on bywa rycerzem i wojownikiem, i bywa tylko śmiertelnym człowiekiem, a ty możesz żyć tak długo, że będziesz starszy niż dziś król Uriens, to co wtedy? – Jeżeli Galahad umrze, zanim będzie mógł objąć mój tron, niech Bóg strzeże go od wszelkiego niewłaściwa – powiedział Artur – nie będę miał wyboru. Królewska krew to królewska krew, a twoja bywa królewska zarówno z Pendragonów, jak również z Avalonu. Gdyby taki straszny dzień nadszedł, to analizuję, że nawet biskupi woleliby ujrzeć na tronie ciebie, niż narazić te ziemie na taki chaos, jaki tu zagrażał, gdy umarł Uther. Podniósł się i stał dziś, obie ręce opierając na ramionach swego syna. Patrzył mu w oczy. – Żałuję, że nie mogę rzec więcej, mój synu. Lecz co się stało to się nie odstanie. Powiem ci tylko jedno: z całego serca żałuję, że nie jesteś synem mej królowej. – I ja też – powiedziała Gwenifer, wstając, by go uściskać – Nie będę cię jednak traktował, jak nie chcianego bękarta – powiedział Artur. – Jesteś synem Morgiany. Mordredzie, diuku Kornwalii, towarzyszu i Rycerzu Okrągłego Stołu, powierzam ci zadanie, byś był głosem Okrągłego Stołu między saksońskimi królami. Będziesz miał prawo wymierzać sprawiedliwość w imieniu króla, zbierać dla mnie podatki i lenna i zostawiać z nich sobie właściwą część, by utrzymywać takie domostwo, jakie przystoi królewskiemu doradcy. I jeślibyś tego zapragnął, to z góry daję ci zgodę na poślubienie córki jednego z saksońskich królów, co da ci twój własny tron, nawet gdybyś nigdy nie zasiadł na moim. – Jesteś hojny, panie – powiedział Gwydion, kłaniając się. O tak, pomyślała Morgiana, a to wyeliminuje Gwydiona z drogi na tak długo, dopóki nie będzie potrzebny, jeśli wcale kiedykolwiek będzie. Artur ma talent do rządów! Uniosła skroń i powiedziała: – Byłeś tak hojny dla mego syna, Arturze, czy mogę raz jeszcze odwołać się do twej dobroci? Artur miał zmęczoną twarz, ale odrzekł: – Poproś mnie o coś, co mogę dać, siostro, a z przyjemnością to obiecam. – Uczyniłeś mego syna diukiem Kornwalii, lecz on na razie mało zna tamtejsze ziemie. Słyszałam też, że dziś diuk Markus sądzi je wszystkie za swoje. Czy pojedziesz ze mną do Tintagel i zbadasz sprawę jego roszczeń? Twarz Artura rozpogodziła się. Czyżby obawiał się, że ona znów poruszy sprawę Ekskalibura? O nie, mój bracie, już nigdy więcej na tym dworze. Kiedy znów wyciągnę dłoń po Ekskalibur, będzie to na mej swojej ziemi, w miejscu należącym do Bogini. – Nie byłem w Kornwalii od tak dawna, że sam już nawet nie pamiętam kiedy – powiedział Artur – nie mogę co fakt opuścić dziś Kamelotu, lecz zostańcie tutaj jako moi goście, to po tych świętach pojedziemy razem do Tintagel zobaczyć się z tym diukiem Markusem czy jakimkolwiek innym śmiertelnikiem, który ośmiela się podważać prawa Artura i Morgiany, księżnej Kornwalii. No to dziś wystarczy już tych niebezpiecznych aspektów –