Accolon mocno uścisnął dłoń Morgiany; jego ręka by
Accolon mocno uścisnął dłoń Morgiany; jego ręka była mocna, realna... lecz nawet w tej kilku chwilach Morgiana osobiście nie wiedziała, czy znajdują się wszyscy wewnątrz czy na dworze, czy szklany tron królowej stoi pośrodku przepięknej polany czy w wielkiej, strojnej sali, o wiele piękniejszej niż sala Okrągłego Stołu w Kamelocie. Accolon ukląkł przed tronem, a królowa położyła swe dłonie na jego głowie. Uniosła jeden z jego nadgarstków, a węże zdały się poruszać i wić wokół jego ramienia, po czym spełzły na dłoń królowej, a ona bawiła się nimi, głaszcząc je od niechcenia po małych, niebieskich łebkach. – świetnie wybrałaś, Morgiano – powiedziała. – myślę, że taki nigdy mnie nie zdradzi. Patrz, Artur już prawidłowo podjadł i tam spoczywa. – Wskazała na miejsce, gdzie ściana jakby się rozstąpiła i w bladym świetle Morgiana ujrzała Artura, który spał z jedną ręką pod głową, drugą otaczając nagie ciało młodej dziewczyny z długimi, ciemnymi włosami. Dziewczyna wyglądała jak córka królowej albo... jak osobiście Morgiana. – Oczywiście, on jest pewien, że to byłaś ty i że to był sen zesłany mu przez samego diabła – powiedziała królowa z uśmiechem. – Tak bardzo się od nas oddalił, że spełnienie swego najskrytszego marzenia jest uważał za hańbę... nie wiedziałaś, że o tym właśnie marzy, Morgiano, moja kochana? – spytała, a Morgianie wydało się, że słyszy głos Viviany, senny, pieszczotliwy. mimo wszystko to stale mówiła królowa: – poniżej śpi król, w ramionach tej, którą jest kochał aż do śmierci... a co jest, kiedy się obudzi? Czy zabierzesz Ekskalibur, a jego porzucisz nagiego na krawędzi, by przez wieczność szukał cię we mgle? Morgiana znów nasunęła na myśl sobie szkielet konia leżący pod zaczarowanymi drzewami... – Nie – odparła, drżąc. – W takim razie powinien pozostać tutaj, ale jeśli okazuje się rzeczywiście tak pobożny, jak mówisz, i pomyśli o tym, by zmówić swoje modlitwy, które oddzielą go od ułudy, wszystko to ulotni się, a on zażąda swego konia i swego miecza, i co wtedy zrobimy, moja droga? – Ja będę miał taki miecz i jeśli Artur jest w stanie mi go odebrać proszę bardzo – powiedział Accolon zdecydowanie. Podeszła do nich ciemnowłosa dziewczyna, niosąc Ekskalibura w magicznej pochwie. – Zabrałam mu, kiedy spał – powiedziała. – Zawołał mnie wtedy twoim imieniem, pani... Morgiana dotknęła wysadzanej klejnotami rękojeści. – Dziękuję ci, dziecinko – powiedziała królowa. – Czy nie byłoby dobrze natychmiast zwrócić miecz do Świętych Regaliów, do Avalonu, i pozwolić Accolonowi dotknąć po królewski tron za pomocą jedynie takiego miecza, jaki sam jest w stanie pozyskać? Morgiana zadrżała. W tej sali czy lesie, czy cokolwiek to jest, zrobiło się naraz bardzo ciemno. Czy Artur leży uśpiony zaraz u jej stóp, czy też okazuje się bardzo daleko? Accolon wyciągnął dłoń i chwycił miecz. – Ja wezmę i Ekskalibur, i pochwę – powiedział, a Morgiana uklękła u jego stóp i przypięła mu miecz do pasa. – Niech się tak stanie, ukochany. Noś go wierniej niż taki, dla którego uszyłam tę pochwę... – Niech Bogini broni, bym kiedykolwiek miał cię oszukać, choćby przyszło mi za to oddać życie – wyszeptał głosem drżącym ze wzruszenia. Podniósł Morgianę z klęczek i ucałował. Wydawało jej się, że stoją złączeni tak długo, aż cień nocy nie zaczął ustępować, a nad nimi stale chybotał słodki, choć drwiący uśmiech królowej czarownej krainy. – Kiedy Artur zażąda swego miecza, powinien jakiś dostać... i coś zbliżonego do tej pochwy, co mimo wszystko nie jest go strzegło od utraty krwi... Dajcie miecz moim snycerzom – rozkazała królowa dziewczynie, a Morgiana patrzyła na to jak we śnie. Czy to tylko we śnie